Pozostałe artykuły

Colnago Cycling Festival - wielka rowerowa fiesta nad jeziorem Garda

Wielu cyklistów bywa nad jeziorem Garda, gdyż prawie każdy kto jeździ na rowerze ma świadomość, że jest to idealne miejsce do typu aktywności. Woda, świetny asfalt na którym często brak samochodów oraz góry, mamy praktycznie pod ręka. Czynią one to miejsce obowiązkowym punktem na mapie każdego fanatyka kolarstwa, a wyścig który był tam organizowany sprawił, że nasza załoga nie mogła przegapić tej okazji.

 

Oczywiście nie bylibyśmy sobą odpuszczając aspekt turystyczny takiego wyjazdu, ponieważ tereny w okolicy Gardy są naprawdę przepiękne. Plan na wyjazd po dotarciu do Italii był prosty - im więcej pojeździmy, tym więcej zwiedzimy. Pozostała tylko kwestia wstępnego ustalenia dystansu dziennego, który chcielibyśmy pokonywać i padło na przysłowiową „stówę”. Oczywiście rzeczywistość szybko zweryfikowała nasze plany i dystanse dzienne wzrosły dość znacznie, ale o tym za chwilę.

 

Pierwszy dzień postanowiliśmy spędzić spokojnie i zdecydowanie postawić na poznanie miasteczek tym bardziej, że tuż po długiej podróży wypadałoby się trochę rozkręcić i przyzwyczaić do wysiłku. Rozpoczęliśmy w San Felice del Benaco i wybraliśmy się do Sirmione, po drodze zahaczając Desenzano del Garda, w którym odbywał się wyścig. Wiadomo, że z samochodami to my jeździć nie lubimy, także z wielu dostępnych konfiguracji tras, którymi mogliśmy się poruszać wybraliśmy oczywiście tą prowadzącą nad samym brzegiem jeziora po bocznej drodze, gdzie ruchu samochodowego nie uświadczymy. Wszyscy byli z tego faktu bardzo zadowoleni.

 

Kolejnego dnia padła decyzja o ewakuacji z bliskiego sąsiedztwa Jeziora Garda i udania się w tereny bardziej górzyste. Pojechaliśmy więc nad Jezioro Idro, które mimo tego, że jest mniejsze, wcale nie jest gorsze od Gardy i zaatakowaliśmy niezbyt wymagający podjazd pod Capovalle o przewyższeniu 500 m na dystansie 9 km. Zjazd przez malownicze doliny do Lago di Valvestino podbił nasze serca, a stamtąd kierowaliśmy się już w stronę domu - łącznie około 120 km.

 

Dzień trzeci rozpoczęliśmy pełni energii oraz głodni gór po smaczku z dnia poprzedniego i postanowiliśmy spędzić ten dzień pod znakiem uphillu. Po wyjściu z domu udaliśmy się do pobliskiej miejscowości Salo gdzie znajduje się podjazd pod San Michele. Ze sportowego punktu widzenia nie jest to może nic nadzwyczajnego, bo tylko 5 km i około 250 m przewyższenia, jednak widoki są tutaj nieprzeciętne, a rozgrzać człowiek też się jakoś musi. Po zjeździe udaliśmy się na zwiedzanie połączone z konsumpcją do Gargnano, gdzie zjedliśmy wyśmienitą włoską pastę pod pomarańczowymi drzewkami i ruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejny na celowniku był podjazd pod Muslone o długości prawie 10 km i około 500 m przewyższenia. Udało nam się pokonać go całkiem sprawnie, więc wpadliśmy na pomysł zjazdu do Limone sul Garda (czego pierwotny plan nie zakładał) i zobaczenia tego miasteczka, o którym słyszeliśmy same pochlebne historie. Zjazd okazał się przeplatanką dwóch podjazdów i zjazdów, ale dotarliśmy na miejsce i pozwiedzaliśmy Limone, które moim zdaniem jest najładniejszym z miasteczek położonych nad jeziorem. Jako, że przyjechaliśmy tutaj trenować, zdecydowaliśmy się na powrót tą samą drogą, co okazało się nie być takie proste ponieważ powitał nas podjazd o średnim nachyleniu 10% i długości ponad 6 km, co po dość sporej pracy wykonanej tego dnia na rowerze sprawiło pewne trudności i zdrowi dotarliśmy chwilę przed 22:00 do chaty. Rezultat ostateczny to prawie 160 km - było jeżdżone.

 

Piątek był dniem szczególnym, bo właśnie wtedy rozpoczął się festiwal i odbywał się tam tak zwany randonneur - czyli wspólny przejazd peletonu złożonego z uczestników wyścigu dookoła jeziora. Wszystko odbywa się w niesamowitej atmosferze radości i przyjaźni, ponieważ prędkość jest regulowana przez organizatora do maks. 32 km/h i peleton nie jechał w zawrotnym tempie. Start i meta były oczywiście w Desenzano. To był kolejny dzień gdzie nie udało się zadziałać zgodnie z planem i licznik pokazał 150 km.

 

Dzień przed wyścigiem postanowiliśmy odpocząć i samochodem pojechaliśmy do parku rozrywki o nazwie Gardaland wyluzować się i zażyć trochę adrenaliny na Roller Coasterach. Po drodze odebraliśmy numery startowe w miasteczku wyścigu ulokowanym w Desenzano.

 

Ostatni dzień, dzień wyścigu był punktem kulminacyjnym całego wyjazdu. Z samego rana udaliśmy się samochodem do Desenzano. Zapobiegawczo zaparkowaliśmy kilka kilometrów wcześniej aby nie utknąć w korku, przygotowaliśmy rowery i pojechaliśmy ustawiać się w sektorach. Tego co spotkało nas w Desenzano nikt się nie spodziewał. Tak duży wyścig połączony z wczesną godziną (start o 7:00) dały niesamowity rezultat- miasto w którym nie jeżdżą żadne samochody ani nikt nie chodzi na piechotę za to wszędzie są rowery i ponad 4 tysiące kolarzy rozgrzewa się przed wyścigiem. To trzeba po prostu zobaczyć! Czas mijał nieubłaganie także należało się otrząsnąć i powoli ustawić w sektorach startowych. Wyścig wystartował punkt o 7:00, a rozpoczynał go sam Ernesto Colnago. Do wyboru były dwie trasy krótsza 110 km i 1384 m przewyższeń oraz 159 km i 2044 m przewyższeń. Nasi zawodnicy poradzili sobie całkiem nieźle, wszystkim udało się dotrzeć na metę bez defektów, więc nie pozostało nic innego jak udać się na pasta party i pogadać z innymi uczestnikami wyścigu.

 

Organizacyjnie wyścig wypada więcej niż dobrze, proces wydawania numerów startowych rozwiązany był w bardzo rozsądny sposób, co przy takiej liczbie osób jest niezwykle istotne, a na pochwałę zasługują również bufety, na których można było dostać standardowe pomarańcze, banany, izotonik oraz wodę jak i mnóstwo słodyczy dla tych, którzy całość traktowali bardziej jako przygodę niż zawody. Czołówka oczywiście niezmiennie bardzo mocna. Najlepsi zawodnicy wykręcili czasy nieznacznie przekraczające 4h także poziom niezwykle wysoki, ale nie ma się czemu dziwić skoro jest to jedna z najbardziej prestiżowych imprez amatorskich we Włoszech, a najlepsi uczestnicy walczą o miejsce w zawodowym peletonie.

 

Reasumując wyjazd udał się w 100% i za rok na pewno tam wrócimy, także śmiało można się zabrać z nami, a każdemu kto nie był nad Gardą polecamy poznanie tego miejsca, nawet jeżeli nie odbywa się tam wyścig, bo ciągu tygodnia nie ma możliwości, żeby zrealizować wszystkie rowerowe opcje które udostępniają nam te tereny. My tymczasem wracamy do pracy i szykujemy się do nadchodzących wyścigów w naszym kraju. 

INFOLINIA Bike2B.pl +48 (34) 351 33 03
Facebook
YouTube

 dołącz do nas

Copyright 2012, Infoski.pl

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie oraz do celów statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki.

OK, rozumiem - nie pokazuj więcej tego komunikatu